
Naukowcy z Cambridge radzą: nośmy maski nawet mimo braku obowiązku
Czy warto nosić maseczki pomimo braku nakazu?
Czy pozwolenie na zdejmowanie masek na wolnej przestrzeni oznacza, że pandemia słabnie i niebezpieczeństwo minęło? Absolutnie nie, o czym przekonują zarówno eksperci, jak i fakty, w tym liczba zakażeń, nadal znajdująca się na istotnym poziomie również w Polsce. Wirus wciąż jest aktywny i groźny, a lekkomyślność sprzyja wzrostowi zakażeń, dlatego wobec braku skutecznej ochrony pod postacią szczepionki nasza strategia obronna musi opierać się na rozsądku, izolacji i środkach ochrony osobistej.
Z najnowszych badań prowadzonych przez naukowców z Uniwersytetu w Cambridge w porozumieniu z badaczami Greenwich University wynika, że powszechne stosowanie masek ochronnych pozwala zachować współczynnik reprodukcyjności wirusa poniżej wartości 1, co oznacza, że epidemia zaczyna hamować. W praktyce oznacza to, że jedna osoba z SARS-CoV-2 zaraża mniej niż jedną kolejną osobę. Gdy natomiast jest równy lub wyższy 1, każdy zarażony SARS-CoV-2 przenosi wirusa na co najmniej jedną dodatkową osobę, co pozwala na dalsze rozprzestrzenianie się patogenu.
Maski są niezbędne, by epidemia wyhamowała
W swoim badaniu naukowcy z Cambridge postanowili prześledzić dynamikę rozprzestrzeniania się wirusa między osobami i zestawić ją z modelami populacyjnymi, by w ten sposób ocenić skuteczność noszenia masek w różnych okolicznościach. Mowa między innymi o sytuacjach, gdy transmisja wirusa następuje zarówno przez otaczające nas powierzchnie, jak i z powietrza, z uwzględnieniem negatywnych aspektów noszenia masek, takich jak dotykanie twarzy. Badanie pokazało, że noszenie masek w miejscach publicznych niezależnie od okoliczności jest dwa razy bardziej skuteczne w redukcji współczynnika reprodukcyjności wirusa od noszenia ich dopiero w chwili wystąpienia symptomów COVID-19.
Co więcej, analiza pokazuje, że upowszechnianie masek nawet w tym momencie, a więc kilka miesięcy po oficjalnym ogłoszeniu pandemii, może zapobiec drugiej fali zakażeń przewidywanej na jesień (po chwilowym osłabieniu epidemii w miesiącach letnich). Wynika to z faktu, że nawet domowe, płócienne maski są w stanie ograniczyć transmisję wirusa aż o 90 procent, ale nawet przy mniejszej efektywności na tym polu ich upowszechnienie mogłoby znacząco zredukować zakres epidemii nawet bez obostrzeń w dziedzinie aktywności społecznej. Warunkiem skuteczności tego podejścia jest, by maski nosiło jak najwięcej osób.
Powiązane produkty
Państwa powinny zachęcać do noszenia masek
Wnioski z badań sugerują, że ograniczanie przebywania w przestrzeni publicznej nie wystarczy, by zahamować epidemię, ale nawet domowe maski pozbawione filtrów w sposób istotny ograniczają rozprzestrzenianie się wirusa pod warunkiem, że ich noszenie jest powszechne, a przynajmniej stosuje je większość osób. Ich zdaniem poszczególne państwa powinny kłaść znacznie większy nacisk na rolę masek i przypominać, że ich noszenie jest czynnością altruistyczną. Maska w stopniu większym chroni inne osoby niż nas samych, dlatego nosząc ją, dbamy o innych, natomiast inni – o nas.
To szczególnie ważne że względu na fakt, ze wiele osób przechodzi zakażenie bezobjawowo, a więc nie wie, że zaraża. Zdaniem autorów badania strategią optymalną dla zmniejszania zasięgu wirusa jest upowszechnienie masek połączone z zachowaniem zasad dystansu społecznego i częściowym ograniczaniem mobilności społeczeństw. To pozwoli także na powrót do normalnej aktywności ekonomicznej na zmienionych zasadach, ale bez konieczności zamykania zakładów pracy.