
Przypadki dżumy w Mongolii – czy powinniśmy się obawiać?
Dżuma – jak dochodzi do zakażenia?
Dżumę zdiagnozowano u pasterza z Bayun Nur, należącego do chińskiego Autonomicznego Regionu Mongolii. W tym samym rejonie o zakażenie dżumą podejrzewany jest także 15-letni chłopiec, który prawdopodobnie zaraził się nią po kontakcie ze świstakiem. W praktyce mowa więc o zakażeniu w granicach państwa chińskiego i to tamtejsze władze wszczęły alarm przestrzegający przed prowadzeniem polowań i spożywaniem mięsa zwierząt wolno żyjących na terenach zielonych, który ma obowiązywać aż do końca 2020 roku. Dotyczy on szczególnie gryzoni, ponieważ, jak uczy historia, zwierzęta z tej rodziny (szczury) były odpowiedzialne za takie szerokie rozprzestrzenianie się epidemii właśnie ze względu na fakt, że w średniowieczu często lądowały na stołach jako pokarm dla najuboższych.
Współczesne leki zażegnały śmiertelne zagrożenie
Choć warto zachować czujność, obecnie dżuma nie stanowi zagrożenia na wielką skalę, a współczesna medycyna dobrze radzi sobie z jej zwalczaniem. Dżuma jest wywoływana przez bakterie szczepu yersinia pestis, a zakażenie nimi daje objawy podobne do grypy czy przeziębienia, takie jak gorączka, bóle głowy czy wymioty. Tak ogromna skala śmierci na dżumę w średniowieczu wynikała z faktu, że nieleczona choroba ma ogromnie wysoką śmiertelność, sięgającą aż 90 proc. Współcześnie jednak choroba jest stosunkowo prosta do wyleczenia powszechnie dostępnymi antybiotykami, takimi jak streptomycyna czy gentamycyna.
Polecane dla Ciebie
Warto zachować czujność
Czy w takim razie nowe zachorowania w Chinach powinny nas niepokoić? Zdaniem ekspertów nie należy całkowicie ich lekceważyć, ponieważ zakażenie może rozprzestrzeniać się zwłaszcza na terenach wiejskich, gdzie szybki dostęp do leków nie jest tak powszechny, jak w obszarach zurbanizowanych i w krajach wysokorozwiniętych. Lokalne władze zalecają mieszkańcom ostrożność i niezwłoczne informowanie lokalnych placówek ochrony zdrowia o nietypowych objawach lub podejrzeniu zachorowania.
Mężczyzna, u którego wykryto dżumę, obecnie przebywa na kwarantannie. To działanie typowo prewencyjne, prawdopodobnie spowodowane upowszechnieniem izolacji przez koronawirusa, ponieważ zgodnie z danymi WHO, dżuma bardzo rzadko przenosi się między ludźmi. Standardowa droga zakażenia biegnie od zwierzęcia-nosiciela do człowieka.
Eksperci uspokajają: kolejna epidemia jest nierealna
Powodów do niepokoju nie widzą równie eksperci. Specjalista z zakresu medycyny tropikalnej z London School of Hygiene & Tropical Medicine prof. Jimmy Whitworth, w wypowiedzi dla serwisu Medical News Today, przypomina, że w Mongolii przypadki dżumy są odnotowywane regularnie, ponieważ roznoszą je pchły, które żerują na nosicielach bakterii, czyli dzikich gryzoniach. W związku z tym dochodzi do okazjonalnych zakażeń wśród ludzi, jednak w związku z postępami medycyny takie przypadli udaje się stosunkowo szybko zidentyfikować i zwalczyć. Co więcej, w roku 2019 w Chinach także odnotowano dwa przypadki dżumy u osób podróżujących z Mongolii, a infekcję udało się zwalczyć stosunkowo szybko, minimalizując ryzyko kolejnych zakażeń.
Dr Matthew Dryden, konsultant ds. mikrobiologii w Hampshire Hospital NHS Trust, dodaje, że ryzyko transmisji i wybuchu epidemii wśród ludzi jest obecnie bardzo mało prawdopodobne, ponieważ dysponujemy antybiotykami zdolnymi skutecznie zwalczyć bakterie wywołujące dżumę. Warto jednak pamiętać, by nie nadużywać stosowania tych środków, ponieważ wówczas wspomniane szczepy bakterii mogą uodpornić się na ich działanie, co siłą rzeczy zmniejszy skuteczność leczenia dziś uznawaną za bardzo wysoką.