
E-zwolnienia lekarskie nie upowszechnią się szybko
Tak zwane zwolnienia e-ZLA mają być wysyłane z lekarskich gabinetów bezpośrednio do ZUS, który bierze na siebie przekazywanie ich pracodawcom. Taka sytuacja w oczywisty sposób zwiększa wygodę pacjentów, a zgodnie z założeniami ma również pomóc obniżyć koszty dla Zakładu. Zamiana zwolnień papierowych na elektroniczne oznacza, że nie będzie trzeba korzystać z bloczków zaświadczeń lekarskich, na które ZUS co roku wydaje około 1,3 mln złotych.
Sposób na oszustów
Kolejną korzyścią płynącą z e-zwolnień ma być szybsza i lepsza kontrola biorących zwolnienia. Dzięki temu pracodawca może natychmiast zweryfikować, czy pracownik wykorzystuje je zgodnie z przeznaczeniem, a nie np. w celu wykonywania w tym czasie innej pracy. Papierowe zwolnienia często trafiają do pracodawców pod koniec okresu chorobowego lub po jego zakończeniu, zwłaszcza gdy są krótkoterminowe, co uniemożliwia sprawdzenie ich zasadności.
Lekarze niechętni e-zwolnieniom
Optymistyczne założenia nie przełożyły się na praktykę. Od początku roku lekarze wystawili około 2600 e-zwolnień, podczas gdy dla papierowych średnia wynosi około 2 mln na miesiąc. Najwięcej e-ZLA pochodzi z Warszawy, na kolejnych miejscach znalazły się Gdańsk i Kraków.
Dlaczego elektroniczne zwolnienia nie cieszą się popularnością? Lekarze wystawiają je niechętnie, ponieważ przygotowany przez ZUS system jest prosty tylko w teorii. Po wpisaniu numeru PESEL system podpowiada lekarzowi dane na temat chorego i jego pracodawcy, więc po jego stronie pozostaje wpisanie okresu niezdolności oraz kodu choroby. Warunkiem działania tego systemu jest, by zarówno lekarz wypisujący zwolnienie, jak i pracodawca mieli swoje profile na Platformie Usług Elektronicznych ZUS.
Mimo to wystawienie e-zwolnienia zajmuje dłużej, niż wypisanie go na bloczku, a jak wiadomo, czas, który lekarz może poświęcić na zbadanie jednego pacjenta jest bardzo ograniczony. Do tego dochodzą wątpliwości związane z prawidłowym działaniem systemu, które w rozmowie z „Dziennikiem Gazeta Prawną” wyraził przewodniczący Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy, Krzysztof Bukiel – Nie chcemy ryzykować, że osoby ubezpieczone zostaną dyscyplinarnie zwolnione przez pracodawcę – mówi.
Polecane dla Ciebie
System szwankuje
Przedstawiciele ZUS-u uspokajają, że ubezpieczeni nie powinni się obawiać, ponieważ system działa prawidłowo, a sam zakład przygotował się na zmiany. Na dzień dzisiejszy na Platformie Usług Elektronicznych ZUS znajdują się dane 590 tys. płatników, a z czasem ich liczba będzie rosnąć. Założenie profilu na PUE jest konieczne, by ZUS mógł wystawiać elektroniczne zwolnienia lekarskie.
Mimo zachęt wygląda na to, że zmianę sytuacji przyniesie dopiero dopracowanie systemu informatycznego, który nie został właściwie skonstruowany. Choć jego stworzenie pochłonęło aż 13 mln złotych, a więc równowartość kilkuletnich wydatków na bloczki, nie uwzględnia oprogramowania gabinetowego dla lekarzy, dzięki któremu dane pacjenta i lekarza byłyby automatycznie przenoszone do bazy ZUS. Co więcej, by moc korzystać z systemu, każdy lekarzy musi kupić zestaw do składania podpisu kwalifikowanego.
Co dalej z e-ZLA?
Przyczyną tego stanu rzeczy są zbyt krótkie konsultacje, które zostały zerwane na początku 2015 roku i wznowione dopiero w październiku. Tak krótki czas nie pozwolił na wprowadzenie jakichkolwiek znaczących zmian merytorycznych czy technicznych.
Zdaniem ministerstwa pracy, upowszechnienie e-zwolnień pozwoli ZUS zaoszczędzić nawet 212 mln zł tylko w przyszłym roku. Na wspomnianą kwotę złoży się między innymi wyeliminowanie przynajmniej części nadużyć, zmniejszenie kosztów druku wspomnianych już bloczków, a także redukcja zatrudnienia osób, które do tej pory obsługiwały druki papierowe. Przekonanie lekarzy do korzystania z systemu prawdopodobnie wymagać będzie kolejnych inwestycji w oprogramowanie, z którego będą mogli korzystać szybko i wygodnie.
Źródła: Dziennik Gazeta Prawna, Infor.pl