
Czy Dr Google to dobry doradca? Badania pokazują, że nie zawsze warto szukać diagnozy w sieci
Diagnoza online
Ponad 80% Polaków próbuje diagnozować choroby swoje i swoich bliskich za pomocą wyszukiwarki Google, Internet w dalszym ciągu stanowi podstawowe źródło wiedzy medycznej. Szukamy informacji na temat chorób i ich objawów, na temat badań, czytamy opinie o lekarzach czy placówkach medycznych. Wynika to z braku zaufania do specjalistów oraz z problemów z szybką dostępnością do usług medycznych. Czy jednak samodiagnozowanie i samoleczenie przy pomocy Doktora Google jest bezpieczne?
Nie od dziś wiadomo, że Internet nie powinien być traktowany jako rzetelne źródło informacji o zdrowiu. Strach o nie często jednak popycha nas do „wrzucenia” własnych, niepokojących objawów w wyszukiwarkę, by uzyskać jakąkolwiek odpowiedź. Skutki często są opłakane, ponieważ na liście odpowiedzi zwykle otrzymujemy przekrój rozmaitych wyników, od całkowicie niegroźnych po zwiastujące bardzo poważną, zagrażająca życiu dolegliwość.
Zjawisko częstego wpisywania w przeglądarkę objawów mogących świadczyć o jakimś schorzeniu nosi nazwę cyberchondrii. Jest ona nową odmianą hipochondrii, charakteryzującej się przesadnym zamartwianiem się o zdrowie i nadinterpretacją objawów.
Test wyszukiwarek medycznych
Rzetelność porad udzielanych przez Doktora Google postanowili sprawdzić naukowcy z Edith Cowan University w Australii. Do badania zakwalifikowali 36 wyszukiwarek objawów chorób i przetestowali każdą z nich pod kątem 48 zestawów symptomów, które wykorzystuje się do szkolenia studentów medycyny. Niektóre z wyszukiwarek były typowymi narzędziami diagnostycznymi, inne oferowały tzw. triage, czyli podpowiadały użytkownikowi czy powinien stawić się w szpitalu natychmiast, odwiedzić lekarza przy najbliższej okazji lub nie podejmować żadnych działań, ponieważ jego życiu ani zdrowiu nie zagraża niebezpieczeństwo.
Wspomniane wyszukiwarki upowszechniły się do tego stopnia, że do korzystania z nich nierzadko zachęcają… sami lekarze, by w ten sposób nieco odciążyć przeładowany system ochrony zdrowia i nie zachęcać do wizyt osób z błahymi objawami.
Powiązane produkty
Bagatelizowanie kontra straszenie
Każda z wyszukiwarek sugerowała od 3 do 10 potencjalnych dolegliwości zdrowotnych, przy czym w jednym wypadku przedstawienie zestawu objawów skutkowało wskazaniem aż 600 potencjalnych chorób, co w sposób oczywisty nie dostarcza użytkownikowi żadnej realnej wartości.
W niektórych wypadkach takie rezultaty były całkowicie zrozumiałe, ponieważ w grupach symptomów znalazły się także te, wskazujące na rzadkie i egzotyczne choroby, niewystępujące w Australii, gdzie prowadzone było badanie. Z drugiej strony, jedna z wyszukiwarek nie była w stanie „zdiagnozować” dolegliwości tak powszechnej i zagrażającej życiu jak atak serca i nie sugerowała hospitalizacji. W tym wypadku doszło do poważnego zlekceważenia objawów, jednak w większości przypadków tendencja była odwrotna – wyszukiwarki sugerowały dolegliwości znacznie poważniejsze niż to, co sugerowały objawy.
Korzystać czy nie korzystać?
To, że algorytmy tego typu są zawodne nie powinno dziwić, chociażby ze względu na fakt, że te same symptomy często wskazują na wiele różnych schorzeń i nie ma możliwości wprowadzenia do systemu na przykład informacji o aktualnym stanie zdrowia czy przeszłych stanach chorobowych, co także ważny na ostatecznej diagnozie. Tylko część wyszukiwarek objawów zadaje pytanie pomocnicze lub pozwala na wprowadzenie listy zażywanych leków, co także może być pomocne przy stawianiu diagnozy.
Autorzy badania całkowicie nie dyskredytują jednak Doktora Google. Sugerują, że lepsze i bardziej zgodne z rzeczywistości rezultaty dają wyszukiwarki objawów powiązane z instytucjami zdrowotnymi. Te całkowicie generyczne, jak Google, także spełniają swoją rolę, ponieważ to za ich pośrednictwem pacjenci często rozwiewają swoje wątpliwości dotyczące diagnozy postawionej przez lekarza. Samodzielnie ją „weryfikują” i zyskują spokój ducha pomagający im na pogodzenie się z diagnozą i przystąpienie do leczenia pomimo początkowego sceptycyzmu. Informacje dostarczane przez takie wyszukiwarki mogą także być źródłem wiedzy o epidemii, gdy ich dostawcy zauważą, że w określonym rejonie nagle wzrosła częstotliwość wyszukiwań konkretnych objawów chorobowych.