
Od lipca nie zapłacimy za pobyt z dzieckiem w szpitalu
Przepisy w tej sprawie mają zacząć obowiązywać od lipca, co oznacza, że już od wakacji szpitale nie będą mogły pobierać żadnych opłat od opiekunów osób ujętych w ustawie. Obecnie placówki ochrony zdrowia miały do tego prawo w sytuacji, gdy przebywanie bliskich przy małym lub niepełnosprawnym pacjencie generowało dodatkowe koszty dla szpitala, wśród których wymieniano korzystanie z łóżka, pościel, wyżywienie czy media. Czasami, choć nie zawsze opłata wiąże się z możliwością skorzystania z materaca lub łóżka polowego, ale nie w każdej placówce jest to możliwe. W takiej sytuacji rodzic jest zmuszony do spędzenia nocy w fotelu bądź na krześle, a do tego ponosi koszt tego dyskomfortu. Jeśli zasady obowiązujące w szpitalu na to pozwalają, w takiej sytuacji może on zorganizować miejsce do noclegu na własną rękę, na przykład przynieść karimatę lub materac.
Trudno jednak nazwać wygodnym perspektywę spania na podłodze pod dziecięcym łóżeczkiem, co bywa codziennością wielu rodziców chorych dzieci. Osobną kwestią jest możliwość wynajęcia pokoju hotelowego w samym szpitalu — w tym przypadku dodatkowa opłata jest w pełni uzasadniona.
Ogromny stres i wysokie koszty pobytu z dzieckiem w szpitalu
Koszty ponoszone przez rodziców bywają dosyć wysokie i sięgają nawet 50 zł za dobę. Nawet symboliczne 5 zł za dłuższy pobyt w szpitalu z dzieckiem lub osobą niepełnosprawną może stanowić problem dla domowego budżetu. Do tego najczęściej dodać należy koszty parkowania, które zazwyczaj wynoszą od 20 do nawet 40 złotych za dobę, a także opłaty za media, czyli korzystanie z telewizji. Odbiorniki w salach dla pacjentów zwykle są obsługiwane przez firmy zewnętrzne i wymagają zapłacenia za każdą godzinę oglądania.
W przypadku dzieci zmuszonych do pobytu w szpitalu na leżąco, na przykład po operacjach, telewizja to często jedyny sposób na urozmaicenie im czasu. Dodatkowo, jeśli opłata nie uwzględnia wyżywienia, rodzice liczą się często z niemałymi kosztami korzystania ze szpitalnej kantyny lub sklepiku, zwłaszcza gdy odległość od szpitala jest na tyle duża, że nie mogą w tej kwestii korzystać z pomocy rodziny dowożącej posiłki. Na niektórych oddziałach istnieje możliwość ich przechowania i podgrzania, ale wszystko to jest uzależnione od panujących w szpitalu warunków.
Było to prawo, ale nie obowiązek i nie wszystkie placówki z niego korzystały. Jednak tam, gdzie tak się działo, konieczność wnoszenia opłat w sytuacji, gdy dziecko pozostawało w szpitalu przez dłuższy okres bywała sporym obciążeniem finansowym dla rodzica.
Żywienie szpitalne do poprawki
Kontrowersyjne jest też żywienie szpitalne. To, w jaki sposób jest organizowane pozostaje w gestii dyrekcji, a kontrole ze strony sanepidu czy NFZ tylko w niewielkim stopniu wpływają na jego stan. Fatalną sytuację na tym polu opisywał raport NIK z kwietnia 2018 roku — dowodził między innymi, że posiłki w szpitalach powstają z kiepskiej jakości surowców, które nie zapewniają właściwego bilansu wartości odżywczych. W większości placówek poddanych kontroli pacjenci otrzymywali potrawy nieadekwatne do stanu ich zdrowia, a generalnie brakowało w nich przede wszystkim świeżych warzyw i owoców, chudego mięsa oraz wędlin najczęściej zastępowanych czerwonym mięsem, a także dodatkami o wysokiej zawartości tłuszczu.
Wyniki raportu skomentował między innymi Rzecznik Praw Obywatelskich, podkreślając że żywienie nie powinno stanowić przedmiotu oszczędności w szpitalach, bo jego jakość również wpływa na dobrostan i zdrowie pacjentów. Mowa nie tylko o tym, z czego jest robione, ale także o sposobie serwowania posiłków. Raport wykazał również, że porcje są niewielkie, a częstotliwość dań zbyt mała, żeby zaspokoić potrzeby chorych (zazwyczaj są serwowane 3, a nie 5 razy dziennie, co jest zalecane). Natomiast potrawy, które powinny być ciepłe często trafiają do pacjentów wychłodzone. RPO podkreśla, że jak dotąd nie udało się uregulować prawnie wymagań żywienia zbiorowego w szpitalach, w tym zasad zatrudniania dietetyków, którzy mieliby dbać o jakość posiłków.