Czy jestem gotowa na dziecko? Planowanie ciąży
Mamy całą gamę metod antykoncepcyjnych i sami możemy wybrać, kiedy – i czy w ogóle – decydujemy się na dziecko. To daje nam upragnioną wolność, więc bez wątpienia możemy mówić o zmianie na lepsze. Ale ta zmiana ma również negatywne konsekwencje.
Według danych GUS1 na początku lat 90. roczna liczba urodzeń w Polsce wynosiła ok. 550 tys. Dla porównania w 2013 roku było ich już tylko niecałe 370 tys. Ma to oczywisty związek z podwyższeniem mediany wieku kobiet rodzących dziecko – w 2013 roku wyniosła ona 29 lat, podczas gdy w 2000 roku było to tylko 26 lat. Jeśli chodzi o wiek kobiet rodzących pierwsze dziecko, mediana w 2013 roku wynosiła 27 lat, zaś w 2000 były to 24 lata.
Nie jest to dobra wiadomość z punktu widzenia demografii. Coraz mniejsza dzietność rzutuje na proporcje między poszczególnymi grupami wiekowymi. Innymi słowy, coraz więcej wśród nas seniorów przy mniejszej liczbie osób w wieku reprodukcyjnym. Rodzi to oczywiste negatywne konsekwencje ekonomiczne, szczególnie w systemie emerytalnym. Dlatego, jak wiemy, powstają rządowe programy typu „500 plus”, które z założenia mają zachęcić obywateli do posiadania dzieci – i to nie jednego, ale najlepiej kilkorga.
Z wiekiem spada płodność
Reprodukcyjny alarm podnoszą nie tylko demografowie czy ekonomiści, lecz również ginekolodzy. Ostrzegają, że odkładanie macierzyństwa na później może poskutkować utratą szansy na potomstwo. Wyniki badań opublikowane w piśmie Journal of Human Reproduction2 mówią jednoznacznie: z wiekiem spada szansa na zajście w ciążę – i to zarówno jeśli chodzi o kobiety, jak i mężczyzn, choć w przypadku pań wiek ma większe znaczenie dla płodności. Wiąże się to z kilkoma czynnikami, na przykład liczbą pęcherzyków jajnikowych. Ta wynosi ok. 5 mln – w momencie urodzenia się dziewczynki, spada do ok. 500 tys., gdy ma ona pierwszą miesiączkę, zaś do ok. 25 tys. w wieku 37 lat. Blisko menopauzy jest ich zaledwie ok. tysiąca.
Dziecko? Nie teraz!
Większość z nas jest świadoma powyższych faktów – czytamy gazety i artykuły w internecie, oglądamy telewizję, coraz bardziej interesujemy się zdrowiem. Mimo wszystko nasze osobiste decyzje o coraz późniejszym macierzyństwie wciąż są podejmowane na podstawie podobnych motywacji jak na początku lat 90., gdy w Polsce miała miejsce transformacja systemowa. Według analityków z GUS to właśnie wtedy nastąpił wyraźny przełom dla trendów demograficznych. To proste – wolnorynkowa gospodarka wymusiła na młodych ludziach większą dbałość o edukację i karierę zawodową, co przełożyło się szczególnie na sytuację kobiet na rynku pracy. Powiedzenie o należących się każdemu dwóch tysiącach przestało być aktualne. W trudnych czasach PRL-u brakowało wprawdzie wszystkiego, a tym samym komfort wychowania dziecka był zdecydowanie mniejszy niż dziś, jednak fakt nieposiadania potomstwa i tak niewiele by zmieniał w sytuacji zawodowej standardowej polskiej rodziny. Gdy jednak po 1990 roku zdecydowanie wzrósł odsetek ludzi, którzy mogli wziąć sprawy we własne ręce – np. założyć własną firmę czy starać się o dobrze płatną pracę, a przede wszystkim – kupić mieszkanie czy zbudować dom na zasadach wolnorynkowych, a nie dzięki przydziałowi – dzieci zaczęły być, mówiąc wprost, przeszkodą w drodze do dobrobytu.
Ten trend utrzymał się do dziś – i stał się dla nas normą, którą trudno ocenić jednoznacznie negatywnie. By zdecydować się na dziecko, musimy czuć się bezpiecznie – zarówno finansowo, jak i emocjonalnie.
By „mieć wszystko poukładane”
– Pierwszą ciążę odkładałam. A to zmiana pracy, a to kredyt, a to trzeba odłożyć na wkład własny… – wymienia swoje powody Katarzyna, która swojego męża poznała, mając 17 lat, ślub wzięli, gdy miała 25, zaś pierwsze dziecko urodziła po 31. urodzinach, a zatem 14 lat po rozpoczęciu związku. Za czasów naszych prababek zapewne zdążyłaby urodzić w tym okresie już kilkoro dzieci, gdyby tylko zdrowie jej na to pozwoliło.
Podobne powody zwlekania z macierzyństwem miała Patrycja: – Najpierw chciałam swoje mieszkanie, potem swój salon. Chciałam mieć wszystko poukładane. Na dziecko jakoś nie było czasu… – mówi. – Tak zleciało osiem lat, bo gdy w końcu chciałam dziecka, nie mogłam zajść w ciążę. Na koniec wyszło tak, że dzień przed przeprowadzką za granicę test pokazał dwie kreski. A więc wtedy, gdy mieliśmy zaczynać wszystko od nowa… – dodaje.
Dowodem na to, że mimo skrupulatnego planowania i tak często wychodzi inaczej, niż się spodziewaliśmy, jest też przypadek Pauli. – Odkładałam, aż… znienacka zaszłam w ciążę! – śmieje się. – W najgorszym momencie, jaki można było sobie wyobrazić. Zrezygnowałam wtedy ze starej pracy, dostałam nową, wymarzoną, ale tylko na pół etatu, z perspektywą przejścia na cały. Gdy zaszłam w ciążę, zostałam więc z wypłatą za pół etatu i umową do dnia porodu. Ale i tak jestem za to wszystko niesamowicie wdzięczna losowi! – dodaje.
Kwestie zawodowe to zresztą jeden z najczęściej wymienianych powodów odkładania ciąży. Trudno się jednak dziwić kobietom takim jak Paulina, która przez pięć lat nie mogła się doczekać umowy na stałe – jak wiadomo, warunku otrzymania pełni świadczeń socjalnych. – Żałuję, że tyle czasu czekałam. Chciałam, żeby szef był ze mnie zadowolony, więc wciąż godziłam się na pracę na zastępstwo – stwierdza. – I tak nikt tego nie docenił – podsumowuje. Na szczęście, dzięki wsparciu męża, zdecydowała się w końcu na dziecko i urodziła je.
Tego szczęścia zabrakło Basi. Jej wyznanie układa się w dramatyczną wyliczankę bez happy endu: – Nie teraz, bo studia. Nie teraz, bo na studiach praca w terenie. Nie teraz, bo substancje niebezpieczne w laboratorium. Nie teraz, bo po studiach warto popracować. Nie teraz, bo awans. Nie teraz, bo zmiana pracy. Nie teraz, bo kolejny awans i odpowiedzialność. Nie teraz, bo... minęło już 12 lat i się okazuje, że się nie da...
Dziecko tak, ale… z kim?
– Nie było właściwego kandydata na ojca – mówi wprost Joanna. Wprawdzie miała wtedy partnera, ale… to nie z nim chciała mieć dzieci. – Fajny facet, opiekuńczy, pewnie dobry materiał na tatę, ale – nie! Z następnym partnerem od razu czułam, że z nim dzieci chcę mieć – i tutaj już nie widziałam żadnych przeszkód – dodaje.
Nieco inaczej było u drugiej Joanny, która, jak wyznaje, była zagorzałą singielką, potem nie mogła znaleźć swojego ideału, a jeśli już ktoś jej się podobał, to bez wzajemności. Ostatecznie, gdy w końcu poznała wymarzonego ojca dla swoich dzieci, potrzebowali aż czterech lat, by udało jej się zajść w ciążę.
Ciąża - koniec życia?
Choć może wydawać się, że stabilna sytuacja zawodowa i rodzinna i odpowiedni partner powinny być wystarczającymi warunkami pozytywnej decyzji o rodzicielstwie, okazuje się, że nie ma tu reguły. Kobiety XXI wieku są przecież niezależne, świadome swojej wolności, a często i przywiązane do stylu życia, na który same sobie zapracowały. Rezygnacja z komfortu bywa dla nich równie trudna co decyzje powodowane bardziej – wydawałoby się – obiektywnymi powodami, takimi jak brak pracy.
– Czekałam, bo jeszcze nie byłam gotowa na dzieci – opowiada Marta. – Mój mąż zaś był i im bardziej cisnął, tym bardziej ja się opierałam. Wszystko, co związane z ciążą i porodem, wydawało mi się przerażające. Sądziłam, że to będzie koniec naszego dotychczasowego – dość imprezowego – życia na rzecz nieustannego siedzenia w domu – przyznaje. – Potem między mną a mężem się popsuło i byliśmy skłóceni przez ponad rok, więc temat w ogóle przestał istnieć – przynajmniej dla mnie. W końcu zaczęliśmy się starać o dziecko dopiero cztery i pół roku po ślubie – mówi.
Marta podkreśla, że żałuje tak długiego zwlekania z decyzją, ponieważ potem okazało się, że nie może zajść w ciążę, a wiele miesięcy starań było dla niej bardzo trudnym czasem. Na szczęście w końcu się udało.
Drugie dziecko? Boję się…
Czy urodzenie pierwszego dziecka to przełom, który odblokowuje pragnienie kolejnych? Niekoniecznie. Wśród powodów odkładania – lub rezygnacji z posiadania kolejnych dzieci kobiety często wymieniają traumatyczne doświadczenia z poprzednich – trudnych – ciąż czy porodów. Są to też przedwczesne narodziny, depresja poporodowa, niepełnosprawność pierwszego dziecka lub jego trudności rozwojowe. Bywa i tak, że mamy jedynaków są zbyt zmęczone opieką nad maluchem i nie wyobrażają sobie funkcjonowania z dwójką, a tym bardziej trójką dzieci.
Wiele mam wymienia też te same przyczyny, które powodują, że kobiety w ogóle nie mają dzieci, a więc kwestie zawodowe czy np. problemy z partnerem.
Bywa i tak, że na wychowanie jedynaka decydują się te pary, które na dziecko zdecydowały się bardzo późno, przez co decyzja o kolejnej ciąży wydawałaby się im nierozsądna ze względu na ich wiek. Tak było to w przypadku Zosi, mieszkającej we Włoszech. Podkreśla, że późne macierzyństwo jest w tym kraju normą. – Mam 40 lat, mój mąż 52, mamy 2,5-letniego synka. Raczej nie planujemy drugiego dziecka, bo obawiamy się, że nie podołamy fizycznie, a trochę też, że odbierzemy naszemu pierwszemu czas i uwagę, jaką mu teraz poświęcamy – wyznaje.
Dlaczego późno urodziła dziecko? Zaczyna się klasycznie. – Najpierw studia, potem kariera w korporacji, życie w dzikim pędzie w stołecznym mieście Warszawa, brak stabilnej relacji – wymienia. – Potem było jak w bajce. „Książę” z dalekiej Italii zabrał mnie do swojego „zamku”. Zwolniłam się z pracy i... zwolniłam też w życiu. Przez pięć lat żyliśmy we dwoje, a potem w przełomowym momencie stwierdziliśmy – czemu nie? – opowiada.
Zosia miała szczęście, bo dziecko udało się począć przy pierwszych staraniach. Nie żałuje więc odkładania macierzyństwa na później. – Jesteśmy z wyboru rodzicami uważnymi i podążającymi za dzieckiem, pozwala nam na to również sytuacja ekonomiczna i nasze doświadczenie – zaznacza.
Kiedy jest najlepszy czas?
Czy na to pytanie jest jakakolwiek uniwersalna odpowiedź? Po wysłuchaniu odpowiedzi kilkudziesięciu kobiet, których doświadczenia są tak różne, raczej nie można mieć złudzeń.
Katarzyna: – Tak naprawdę nigdy nie ma odpowiedniego momentu. Bo mimo że my, kobiety, mamy ten instynkt, zachodząc w ciążę, wyruszamy w podróż w nieznane. A jednak dziecko to, według mnie, najlepsze, co nas może spotkać. Mimo że samotnie wychowuję córkę, uważam, że była to najmądrzejsza decyzja w życiu.
W innym klimacie wypowiada się Karina: – Ja odkładałam ciążę „na wieczne nigdy”. Tak odkładałam, aż zaszłam w ciążę jako 42-latka. Stało się to w momencie, kiedy rozkręcałam firmę. Trzeba mieć dużo siły, żeby zaakceptować nieakceptowalne – wyznaje. Na pytanie, czy żałuje, że ma dziecko, zaprzecza, ale przyznaje też, że bliska jest jej idea bezdzietności z wyboru.
Anita: – Pierwszą ciążę odkładałam ze względu na pracę, aktywne życie towarzyskie, brak odpowiedniego partnera. Również dlatego, że jakoś wyjątkowo nie przepadam za dziećmi, a poza tym psychicznie byłam zupełnie niegotowa. Drugą ciążę – bo nadal nie byłam gotowa psychicznie, więc czekałam dwa lata od pierwszego porodu. Trzecia ciąża? Nie nastąpi, bo boję się jej po urodzeniu wcześniaka, poza tym jestem już po prostu za stara. Za to psychicznie… wreszcie jestem gotowa!
Źródło:
1) https://stat.gov.pl/files/gfx/portalinformacyjny/pl/defaultaktualnosci/5468/23/1/1/malzenstwa_i_dzietnosc_w_polsce.pdf
2) https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC3017326/