
Dogoterapia i felinoterapia – w zgodzie z naturą w drodze po zdrowie
„Jesteś lekiem na całe zło” - tak chciałoby się zaśpiewać, głaszcząc mruczącego kota, czy przytulając się do boku ukochanego psa. Wcale nie są to słowa na wyrost. O pozytywnym wpływie obcowania ze zwierzętami na nasze zdrowie wiemy już od dawna. Trudno się więc dziwić, że w ostatnim czasie taką popularnością cieszą się wszelkie formy pracy terapeutycznej, gdzie głównymi terapeutami są psy, koty, konie, alpaki, kozy, owce czy ptaki.
Animaloterapia – naturalne wsparcie w chorobie
Obserwując rozwój historii animaloterapii, wydawać by się mogło, że tego typu praca z różnymi schorzeniami u ludzi, zarówno tymi psychicznymi czy somatycznymi, wykształciła się zupełnie naturalnie. Przecież jako ludzie żyjemy w bezpośrednim kontakcie ze zwierzętami, od zawsze są one naszymi nieodłącznymi towarzyszami.
Zaleceniem terapeutycznym była po prostu praca przy tych zwierzętach – działało to odprężająco, otwierało strapionych dramatycznymi doświadczeniami ludzi, dawało namiastkę normalności. Czworonogi pomagają nie tylko w powrocie do zdrowia, ale również do prawidłowego życia w społeczeństwie. Niejednokrotnie słyszymy o procesie resocjalizacji więźniów przy pomocy futrzastych terapeutów. Jako pierwsi tego typu praktykę rozpoczęli Carsonowie – małżeństwo z USA, którzy zaobserwowali zbawienny w ich opinii wpływ psów nie tylko na zdrowie psychiczne, ale również kształtowanie odpowiednich postaw u ludzi, co pozwalało na powrót do społeczeństwa i prawidłowego funkcjonowania.
Początki dogo- i felinoterapii
Początkowo dogoterapia i felinoterapia budziły wiele kontrowersji. Spierano się niemal o wszystko, począwszy od nazewnictwa, przez metodykę, po dobrostan zwierząt. Powstało wiele stowarzyszeń oraz fundacji, które działają w tym obszarze, ustalając standardy pracy terapeutycznej ze zwierzętami, wszystko w celu udoskonalenia jej przebiegu w zgodzie z założeniami leczniczymi i szacunkiem do psów lub kotów. Warto wiedzieć, że dogoterapię i felinoterapię można podzielić na dwie podstawowe formy:
1. AAA (animal-assisted activity) – aktywność z udziałem zwierząt
- nie musi być prowadzona przez terapeutę, może to być przeszkolony wolontariusz,
- zwierzę nie jest głównym elementem terapii,
- polega na spotkaniach ze zwierzętami w domach, szpitalach, szkołach – zajęcia jednorazowe, nieregularne,
- pozwala na kształtowanie odpowiednich postaw, otwiera, poprawia komunikację, pozytywnie wpływa na nastrój, edukuje.
2. AAT (animal-assisted therapy) – terapia przy udziale zwierząt
- prowadzona przez wykwalifikowanego terapeutę,
- praca ze zwierzęciem, powiązana jest z osiągnięciem konkretnego celu terapeutycznego,
- niezbędna jest dokumentacja i ewaluacja obranego programu terapeutycznego,
- zajęcia odbywają się regularnie,
- wpływa na poprawę zdrowia fizycznego, psychicznego i społecznego.
Wg WHO nie ma jedynej, prawidłowej definicji zdrowia. Najbezpieczniej wydaje się przyjąć to, że zdrowiem jest swoisty stan równowagi organizmu w trzech podstawowych sferach:
- fizycznej (stan ciała),
- psychicznej (zdolność do odczuwania oraz odczytywania emocji, jak również możliwości logicznego myślenia),
- społecznej (zdolność do nawiązania i podtrzymania prawidłowych relacji z ludźmi).
Terapeutyczny team – doktor pies i profesor kot
Korzystny wpływ na zdrowie ma nie tylko samo obcowanie z psem lub kotem poprzez głaskanie, słuchanie mruczenia, przytulanie. Warto zawsze pamiętać, że aktywność fizyczna przy psie (rzadziej przy kocie) doskonale oddziałuje na zdrowie człowieka. W takim przypadku nie „leczy” samo zwierzę, lecz ruch i aktywność, do której czworonóg motywuje swojego „pacjenta”. Do tego typu terapii dostęp ma każdy, kto posiada psa lub kota. Stąd nieraz słyszy się od osób starszych, że dzięki psu widzą sens w wychodzeniu z domu czy utrzymywaniu kontaktów z sąsiadami (bo przecież o czymś trzeba rozmawiać podczas spacerów z psem). Właśnie w przypadku seniorów jest to ogromnie ważne, by nie tracili motywacji do aktywności, aby nie pozostawali sami w domu i nie popadali w różnorodne choroby związane z wiekiem oraz siedzącym trybem życia.
Zdrowie fizyczne |
Zdrowie psychiczne |
Zdrowie społeczne |
Układ nerwowy
Układ krwionośny
Układ oddechowy
Układ odpornościowy
Układ hormonalny - wyrzut hormonów szczęścia (serotoniny, oksytocyny)
Aparat ruchu
|
Emocje Podczas kontaktu z psem lub kotem w organizmie pacjenta dochodzi do wyrzutu różnorodnych hormonów i stymulacji układu nerwowego, stymulowany systemem nagrody jest również ludzki mózg, w efekcie daje to początkowo uczcie ulgi, potem radości, szczęścia, spełnienia. W terapii depresji, nerwic, to właśnie to, o co zabiega terapeuta - poprawa nastroju pacjenta i utrzymanie tego stanu przez określony czas.
Stymulacja i rozwój zdolności poznawczych Nie wchodząc w zawiłe meandry ludzkiej psychiki, bardzo upraszczając, można stwierdzić, że pies lub kot oraz kontakt z tymi zwierzętami stanowi dla pacjenta stymulację, w wyniku której rozwijają się takie elementy jak percepcja, umiejętność skupienia uwagi i selekcji bodźców środowiskowych, jak również pamięć oraz umiejętność logicznego myślenia. |
Komunikacja Kontakt ze zwierzęciem powoduje u pacjenta potrzebę wyrażenia się słownie lub w sposób niewerbalny, co może prowadzić do dalszego rozwoju zdolności komunikowania się z otoczeniem.
Samodzielność W wyniku terapii kształtują się umiejętności zarówno motoryczne jak i psychologiczne, które dają pacjentowi poczucie samodzielności przynajmniej w niektórych sytuacjach, podczas wykonywania określonych zadań – działa to ogromnie motywująco, tworzy oraz wzmacnia też relacje międzyludzkie.
|
Tabela: Pozytywny wpływ dogoterapii i felinoterapii na zdrowie człowieka.
Koty leczą na swój sposób
Mruczenie kota leczy. Dowiedziono, że drgania oraz częstotliwość fal dźwiękowych emitowanych przez kota podczas mruczenia reguluje tętno pacjenta, stymuluje układ odpornościowy, przyspiesza zrastanie się kości. Koty mają też tendencje do swoistego „diagnozowania” miejsc objętych chorobą – kładą się tam, gdzie jest ognisko chorobowe. Najbardziej znanym przykładem jest Oskar. Kot ten zamieszkiwał oddział demencyjny w Steere House Nursing and Rehabilitation Center w Providence, tam też codziennie dokonywał swojego „obchodu”, wybierał sobie jedną osobę, kładł się zazwyczaj w okolicy chorego narządu pacjenta i zasypiał. W ten sposób zawsze towarzyszył w ostatnich chwilach pacjentów. Jedni się go bali, drudzy twierdzili że dzięki temu zwierzęciu wiele osób nie umierało samotnie.
Artykuł opracowany we współpracy z www.maxandmrau.pl